Podobno branża reklamowa to miliony gruby hajs, koks wciągany na kilogramy, szybkie samochody i nieustanna balanga, wódka weselna, same alkohole, piwa i inne specyfiki, a jak bo to przecież agencja reklamowa, w której nic się nie robi. A prawda bywa nieco bardziej przyziemna…
Utarło się że, praca w branży reklamowej i medialnej to najlepsza praca pod słońcem. Że nic nie trzeba robić, można się obijać a kasa płynie strumieniami. Być może tak było kiedyś, być może jest tak w kilku miejscach. Ale większość klepie „cudowne średniactwo” i dorabia do tego ideologię lepszego jutra.
Nieustające przetargi po stronie klienta z których nic nie wynika. Absurdalne stawki i kary umowne to wszystko powoduje że branża reklamowa uznawana jest za najbardziej ryzykowną branżę. Spróbujcie ubezpieczyć cokolwiek z nią związane, każą wam podpisać prywatny weksel i 5 hipotek na rozpoczęcie działalności gospodarczej.
Zerowy praktycznie próg wejścia, gdzie każdy może wejść na rynek – otworzyć firmę i głosić że od jutra „zbawia świat”. Nikt nie zweryfikuje kwalifikacji, wystarczy ładna strona www, zatrudnienie naganiacza z portfelem wizytówek albo znajomy który da nam „Deal” na początek działalności i jakoś się kręci.
Nie trzeba inwestować w pracowników, bo po co? Nie trzeba stanowisk pracy, umów – bo po co? Wszystko można mieć na umowę o dzieło, prawa autorskie lub w ogóle nie zapłacić. Istna kopalnia złota, stąd nie dziwią później dumpingowe stawki na rynku, często rzucane przez „firmy widma”. Tak, na pewno da się kupić pracę stratega za 50 pln, lub obsługę marki za 10 tyś miesięcznie z 5 osobowym zespołem. Albo kupi logo za 100 pln lub dostanie komplet reklamy ATL za jakieś grosze – bo graficy pewnie rosną na drzewach, a photoshopa kupuje za cenę bułek.
Stawki zarobków na rynku… teatr trwa. Zapytaj kogokolwiek, to zarabia 10 tyś na rękę lub więcej. Większość klepie tyle, że przeciętny hydraulik czy mechanik ma więcej miesięcznie na „rękę. Ale przecież to „atrakcyjna pensja w branży” dla branżowaca. Tylko dlaczego wcina chińskie zupki, pożycza stówkę do końca miesiąca. Iphone i foty z Instagrama wszystko naprawią, wizerunkowo zawsze można się podlansować na imprezach branżowych lub jublach wódczanych. A że humor zły, bo wczoraj zrobiliśmy 20 poprawek do poprawek to nic!
Agencja reklamowa, piramida szczęśliwości. Raczej piramida finansowa dla twórców. Płacze później jeden z drugim że ma wspólników, że rentowność krucha, że dużo kosztów stałych. Koniec końców wychodzi 10-15 tyś na rękę (miesięcznie z dywidendą) za 12-15h pracy dziennie. Po dekadzie jest wrakiem. W agencji z obrotem rocznym rzędu 3-5 mln rocznie, z dziesiątkami bezsennych nocy i wrzodami na żołądku. Codziennym udowadnianiem że jest się lepszym niż stan konta w banku. Dziękuje, postoję.
UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.