Podróżowanie autobusem w zimie jest – choć może trudno w to uwierzyć – gorsze, niż proszenie sąsiada o prostownik. Autobusy się opóźniają, często są wyziębione, w dodatku są przepełnione przez kaszlących i kichających ludzi. A długie oczekiwanie na przystanku podczas siarczystych mrozów jest równie przyjemne, co gryzienie trawnika. To wszystko sprawia, że zima jest najgorszą porą roku.
Jednakże zbliża się dzień, jakim jest 21 marca. To dzień, kiedy rozpoczyna się kalendarzowa wiosna. Samo słowo „wiosna” przyprawia mnie o dobry nastrój. Dla każdego ucznia czy studenta to dzień szczególny. Dzień Wagarowicza to czas, kiedy to młodzi uczniowie wkręcają rodziców, że boli ich brzuch. Nieco starsi wraz z kolegami idą na piwo i do kebabu, a studenci poświęcają nieco więcej czasu na dobraniu chińskich zupek na kolejny tydzień.
Dla człowieka zmotoryzowanego pierwszy dzień wiosny oznacza, że może spędzić on ze swoimi czterema kółkami więcej czasu niż zwykle. Ale wspanialej by ten dzień wyglądał, gdyby każdy zmotoryzowany miał do dyspozycji dowolny, wybrany przez siebie samochód.
Gdybym miał możliwość spędzenia jednego dnia z wybranym przez siebie samochodem, miałbym nie lada dylemat. Trudno się zdecydować, mając tak szeroki asortyment.
Jeżeli miałbym dokonać wyboru, to wcale nie byłoby to Ferrari 458 Italia czy Ferrari F12 Berlinetta. Nie wybrałbym też Astona Martina Vanquish, który wygląda wspaniale. Nie skusiłbym się na urok Audi R8, które wygląda jak otyła dwudziestolatka i nie poleciałbym na złote felgi Subaru Imprezy WRX STi.
Wybrałbym Coupé pochodzące z Niemiec, spod znaku trójramiennej gwiazdy.
Mowa o Mercedesie SL 65 AMG Black Series. Ten samochód jest po prostu cudowny. Jego wspaniały, opływowy kształt. Wyrafinowana, gruba linia widoczna na drzwiach. Ten smukły spoiler i te kształtne wydechy. Jak dla mnie jest to jeden z najpiękniejszych samochodów. A już na pewno jest najpiękniejszy ze wszystkich Mercedesów. On ma coś w sobie, i nie chodzi tylko o wygląd zewnętrzny. Wnętrze samochodu jest dosyć skromne. Czarno-szare obicia foteli, kilka przycisków, kierownica, nawigacja. Nie ma w nim tryliona przycisków i miliona gadżetów elektronicznych, co sobie cenię. SL 65 jest jak wygłodniały lew, który na pierwszy rzut oka wydaje się być niegroźny. Ale to tylko złudzenie. To prawdziwy potwór. Pod maskę znajduje się sześciolitrowa V12 BiTurbo, generująca 670 KM i osiągająca moment obrotowy rzędu 1200 Nm, jednakże elektroniczny kaganiec ogranicza moment obrotowy do 1000 Nm. Jego prędkość maksymalna wynosi 320 km/h, co jest imponującym wynikiem. Ma zamontowaną automatyczną, pięciostopniową skrzynię biegów. Ma napęd na tylną oś, dzięki czemu w każdej chwili można zabawić się w „jazdę bokiem”, a dzięki 670 KM i 1870 kg żywej wagi w każdej chwili można tę zabawę zakończyć na drzewie.
„Sześciesiątka piątka” jest jak wysoka, ładna dziewczyna w markowych dżinsach i drogiej koszuli na ramiączkach. Na pierwszy rzut oka wydaje się być miłą i spokojną osobą, a kiedy wymsknie się jej jedno, małe przekleństwo, to wydaje się, że tylko na to ją stać. Ale to tylko pozory; ona potrafi dokopać i to ostro.
Dlatego właśnie wybrałbym Mercedesa SL 65 AMG Black Series. Jest elegancki, niepozorny, tajemniczy, wyjątkowo zaskakujący i energiczny, czyli dokładnie taki, jaki powinien być każdy samochód.
UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.