Język polski jest niewątpliwie piękny i złożony. W jego zasobach można znaleźć wiele kwiecistych określeń dla uczuć, czy epitetów, którymi podkreślamy nasze opinie na jakieś tematy. Naturalnie nie zawsze zdanie, które wyrażamy jest przychylne, a gdy to co mówimy nie jest przemyślane, czy delikatnie ujęte, często razi drugą osobę. Ludzie kłócą się, krytykują, ale co się dzieje, gdy kończą się argumenty lub po prostu emocje biorą górę nad rozumem? Na to pytanie spróbowała odpowiedzieć grupa ekspertów, która zebrała się wczoraj w Sali Kongresowej w Warszawie. Postanowiłam przytoczyć garść refleksji, które nasunęły mi się po wizycie na tym spotkaniu. Głównym tematem były wulgaryzmy. Są to słowa mające na celu obrażenie, poniżenie i oczernienie innych, zranienie ich emocjonalnie. Postrzegane również jako oznaka prostactwa i ordynarności.
Dlaczego używamy wulgaryzmów? Życie współczesnego człowieka ma zawrotne tempo i niełatwo jest nadążyć za potokiem zmian. W takiej sytuacji uproszczenie języka wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Przestajemy dbać o jakość naszego słownictwa, o jego zrozumiałość dla innych. Stopień wulgaryzacji zależy też od środowiska w jakim się znajdujemy, a więc częstotliwości występowania w nim agresywnego języka. Jeśli ludzie, z którymi przebywamy na co dzień prezentują niski poziom językowy to my przyswajamy go sobie. Dziecko wychowujące się w rodzinie akceptującej ordynarne zwroty i bezkrytycznie patrzącej na wulgaryzmy wynosi z domu takie właśnie zachowanie i praktykuje je w przekonaniu, iż jest to normalne. Mamy dziś inne podejście do języka niż kiedyś. Lata temu Polaków wyróżniała dbałość o niego, ludzie potrafili ryzykować życie, aby przetrwał (zabory), pielęgnowali go jako skarb narodowy. Po słownictwie dało się określić przynależność człowieka do warstwy społecznej, język pospolity, wypełniony przekleństwami był świadectwem prostoty i charakteryzował mniej wykształconą ludność. Dziś, te granice zacierają się, a agresywne wypowiedzi zauważa się u ludzi, którzy powinni świecić przykładem czystości słownictwa, mam na myśli polityków, dziennikarzy, czy prezenterów TV. Brutalizacja słowa stanowi element postępującej agresji. Przyczyn tego zjawiska wypada szukać w źródłach wzrastającej przemocy i coraz niżej obowiązujących normach kultury osobistej, gdyż to wszystko jest ze sobą ściśle powiązane. No bo skoro demonstracyjne splunięcie w trakcie rozmowy z kolegą to norma, to dlaczego nie można by podkreślić tego ,,mocnym” słowem? Wśród młodzieży zasób używanych wyrazów często pełni funkcję manifestacji przynależności do jakiejś subkultury, próbę pokazania swojej wartości przed rówieśnikami.
,,- Wulgaryzacja i brutalizacja języka są też niewątpliwie związane z większym poziomem agresywności – mówi prof. Anna Pajdźińska. – To bardzo wyraźnie widać w zachowaniach innych niż językowe: deptanie, niszczenie, kopanie są porównywalne z zachowaniami językowymi.”
Warto wspomnieć o chyba najpopularniejszym polskim słowie, jakim jest „kurwa”. Dosłownie nazywa ono kobietę dopuszczającą się nierządu, uprawiającą prostytucje. Dziwić może natomiast jego uniwersalność. Ludzie używają tego wyrazu w dosłownie każdej sytuacji, gdy są weseli, rozbawieni, zaskoczeni, zafascynowani, wściekli. „Kurwa” ma bardzo wiele zastosowań, od podkreślania poirytowania do choćby funkcji znaku przestankowego. Smuci fakt, że używanie tego przekleństwa jest dla większości takie naturalne i oczywiste, bo to oznaka braku kultury, a w niektórych kręgach, głównie młodzieżowych wręcz wypada bluzgać.
Jednak przekleństwa nie są tylko środkiem dla wydalania negatywnych emocji, frustracji. Zabarwienie pozytywne występuje równie często. Dużo łatwiej powiedzieć ,,zajebiście” niż ,,bardzo mi się podobało”. Nie ma czasu na układanie pięknych zdań, styl i kompozycje. Autorytety w zakresie polszczyzny uważają także uproszczenia za naturalną ewolucję języka, ale biją na alarm ponieważ Polacy mają coraz mniejszy zasób słownictwa i niejednokrotnie brakuje im słów na wyrażenie tego, co czują lub chcą wyrazić.
„- Jesteśmy pierwsi w Europie, jeśli chodzi o stopień nasycenia języka potocznego wulgaryzmami – alarmuje prof. Jan Miodek na łamach tygodnika Wprost.”
Mimo wszystko należy wspomnieć, o tym że wulgaryzmy mają pewne plusy, a nawet prof. Jan Miodek uważa, iż czasem są wskazane, aby nadać treści wypowiedzi odpowiedni wydźwięk i sens. Czasem brak porozumienia między rozmówcami, nieudolność w próbie przekazania pewnej myśli, zmusza do użycia wulgarnego zwrotu. O dziwo, zazwyczaj odnosi to skutek, gdyż przekleństwo zwraca na siebie uwagę słuchacza (sytuacja często spotykana na lekcjach w gimnazjum). Pewien znany polski polityk, gdy zapytano go jak oceni wypowiedź swojego partyjnego kolegi, w której nie zabrakło słów uznawanych za niecenzuralne powiedział, że ,,forma wypowiedzi była adekwatna do ładunku emocjonalnego, który mi chciał przekazać”. Nawet były premier podczas przesłuchań, pewnej nieistotnej dla referatu afery, nazwał pytającego posła „zerem”. Wydawałoby się to niedopuszczalne, ale z racji iż był w pewien sposób atakowany i prowokowany wielu ludzi mu to wybaczyło, i uznało za odpowiedź stosowną dla temperamentu tegoż polityka.
Jestem nastolatkiem, a więc należę do grupy wiekowej, która chyba najbardziej kojarzy się z niekulturalnym słownictwem. Osobiście razi mnie powszechność wulgaryzmów. Irytują mnie żałosne zachowania, gdy ktoś przeklinaniem próbuje zaimponować znajomym lub szuka akceptacji poprzez dostosowywanie poziomu językowego do stosowanego przez większość. W efekcie elokwencja i przyjazny język stają się nieatrakcyjne, i niemodne. W Polsce urodziło się wielu wybitnych poetów i literatów, przykre jest, że w XXI w. polską młodzież stać głównie na obrażanie siebie nawzajem.
Na szczęście są wyjątki, ludzie którzy doceniają ojczysty język i nie unoszą się tylko w celu popisania przed rówieśnikami. Ewolucja języka to proces nieunikniony, ale mam nadzieję, że zmierza ona w dobrą stronę, a narastające zjawiska takie jak ten, o którym pisze budzą moje wątpliwości. Musimy troszczyć się o naszą mowę, aby nie zatoczyć koła w historii, bo od obrzucania się bluzgami, następnym sposobem dialogu jest tylko dialog pięści i kija. Wulgaryzacji trzeba przeciwdziałać! Jeśli tak dalej pójdzie to inne narody będą nas kojarzyć z chamami i traktować jak dzikusów. Władze powinny zainteresować się tym problemem i dążyć do poprawy sytuacji. W szkołach ordynarność musi być surowiej karana, w rozmowach z rodzicami poruszana kwestia kultury osobistej dzieci oraz propagowane czytelnictwo, takie kroki wydają się stanowić fundament dla zmian. Przede wszystkim jednak potrzebne są wzorce, nie tylko wśród pedagogów, ale i młodych ludzi, silne charaktery, które nie poddadzą się negatywnemu wpływowi wulgarnych kolegów. Jak wspólnie stwierdzili wszyscy fachowcy zebrani na opisywanej przeze mnie konferencji, nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy właśnie my dali taki przykład, zacznijmy budować lepszy obraz polskiego słownictwa od siebie.
UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.