Beskid Żywiecki po naszej stronie, przechodzi płynnie w Beskidy Kysuckie na Słowacji. Góry są tu o podobnym charakterze do naszych, lasy – analogiczne, a kultura górali zamieszkujących te rejony, też zbytnio nie odbiega od tej po polskiej stronie. Dość powiedzieć, że wszyscy się tu doskonale rozumieją – i to nie tylko ze względu na podobieństwo języków polskiego i słowackiego, ale przede wszystkim z uwagi na gwarę, która pozwala się porozumieć mieszkańcom obu Beskidów.
Łączy nas również to, że oba Beskidy ściągają do siebie w zimie tłumy narciarzy. Rolę naszego Korbielowa, czyli zimowej „Mekki” Beskidu Żywieckiego, pełni po drugiej stronie granicy Oszczadnicy, a lokalną odmianą Pilska, jest niższa o 300 metrów Wielka Racza.
I o ile łączy nas naprawdę sporo, to dzieli biznes. Narciarski biznes.
Po obu stronach granicy, są ośrodki narciarskie, które walczą o tego samego klienta – zarówno o Polaków, jak i Słowaków, Czechów, a nawet Austriaków i – uwaga – Węgrów. Polacy walczą tradycją i przywiązaniem. W końcu „za komuny” zawsze jeździliśmy do Szczyrku, Ustronia, czy Wisły (to sąsiedni Beskid Śląski), oraz do Korbielowa, to i pewnie teraz też tam narciarze będą jeździć. A skoro będą, to nie trzeba się specjalnie przejmować drogami dojazdowymi, czy infrastrukturą na miejscu. Po co komu takie luksusy jak darmowe parkingi, czy toalety dla narciarzy, albo porządne, wysokoprzepustowe wyciągi narciarskie i koleje linowe? Skoro się sprawdzało przez 50 lat, to i przez kolejne powinno „wytrzymać” – myśli sobie niejeden właściciel stacji narciarskiej po polskiej stronie.
Ta taktyka, okazała się obca naszym sąsiadom zza południowej granicy. Szczególnie tym, którzy zainwestowali w dość małej wiosce położonej w cieniu Wielkiej Raczy. Postawili na zupełnie innego konia i: poprawili drogi dojazdowe fundując narciarzom nie tylko darmowe parkingi, ale również darmowe autobusy z okolicznych miast, oraz tani skibus z Katowic; zainwestowali w świetne koleje linowe i przekształcili ponury komunistyczny ośrodek narciarski w spory kompleks wypoczynkowy, gdzie przepustowość wyciągów sięga 9,5 tys. narciarzy na godzinę! Stworzyli darmowe toalety, oraz profesjonalne punkty obsługi klientów, w których można kupić najbardziej potrzebne narciarzom rzeczy, wypożyczyć elementy sprzętu, oraz umówić się na jazdy z instruktorem. Ponadto, dzięki elastycznej postawie, stworzyli możliwość rozwoju dla lokalnych przedsiębiorców – na stokach powstało więc wiele punktów gastronomicznych, kilka hoteli i innych punktów podporządkowanych narciarzom.
I wszystko to powstało na górze, która w porównaniu do Polskiej strony, nie wyróżnia się ani wysokością (Skrzyczne jest większe, że o Pilsku już nie wspomnę), ani długością tras, a i wioska u podnóża też na kolana urodą nie powala. Większość atutów jest więc po naszej stronie. Dlaczego zatem Alpy zawitały do słowackich Beskidów, a nie do naszych?!
UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.