Co łączy Arkę Gdynia i Jagiellonię Białystok? To, że Jaga ma pewne miejsce w elicie? Nie, obie drużyny dzieli znacznie więcej. Zaledwie sześć punktów sprawia, że Arka jest 14., a Jagiellonia 7. W Ekstraklasie to wymowny przykład, jak mały krok jest od wzniosłości do śmieszności. A przede wszystkim, jak płaska jest ligowa tabela.
Słyszeliście o klubie, w którym trener zarabia 90 tys. miesięcznie, w drużynie gra dwóch reprezentantów Polski na Euro, a możny sponsor z zagranicy z myślą o grze w Lidze Mistrzów za parę lat chce budować piękny stadion? Nie? Witajcie w Zabrzu, gdzie siedzibę ma Górnik – ostatnia drużyna polskiej Ekstraklasy. Jego rywal zza miedzy – bytomska Polonia ma problemy znacznie bardziej prozaiczne niż klub sponsorowany przez Allianz. Główny kłopot jest prosty: jak przeżyć do pierwszego. Bo czy spadek może stanowić jakikolwiek straszak w klubie, który PZPN zdegradował o klasę niżej za niedopatrzenia w spełnianiu procedur licencyjnych, a przywrócił dopiero za pięć dwunasta przed początkiem sezonu?
W Ekstraklasie gra również Cracovia, której nie są straszne problemy finansowe. Wiernym fanem Pasów jest ich prezes – Janusz Filipiak. W świecie biznesu znany bardziej jako właściciel prężnie rozwijającej się firmy Comarch, a co ważne dla krakowskich kibiców, niezwykle dochodowej. Do tego stopnia, że Filipiak lekką ręką ściąga Sasina czy Ślusarskiego – piłkarzy o ustalonej w Polsce renomie. Takich wzmocnień nie powstydziłyby się zespoły z miejsc 1-3. Takim zespołem jest właśnie Cracovia – tylko, że po drugiej stronie tabeli. Po 25. kolejce jest piętnasta.
Wystarczy kilkaset kilometrów na północ Polski, by natknąć się na klub, w którym, jak z dumą podkreślają piłkarze, nie ma… jacuzzi. Chociaż… – Nalejemy wody do wanny i będzie – śmieje się Piotr Świerczewski, były reprezentant Polski, który został persona non grata w m.in. Cracovii. A teraz odnalazł się znakomicie w ŁKS-ie, klubie, który funkcjonuje tylko dzięki hojności praktycznie jednego darczyńcy – prezesa Daniela Goszczyńskiego. Nie udał się łodzianom mezalians z litewskim biznesmenem, w Polsce również nie było chętnych na zaopiekowanie się biednym jak mysz kościelna klubem. Od ŁKS-u odwróciło się miasto. W pewnym momencie łodzian czekała perspektywa wyjazdów na mecze u siebie do Bełchatowa. Wszystko przez niepłacone rachunki. Na szczęście to nie komornik rozdaje karty w Ekstraklasie. Na zielonym boisku łodzianie potrafili sprawić kilka niespodzianek i w pewnym momencie nosili zaszczytne miano rycerzy wiosny. Również dzięki wygranej 4:3 nad Cracovią, od której dzieli ich siedem punktów przewagi i kilkanaście milionów złotych budżetu. Tym razem na niekorzyść łodzian.
Polska liga, jak to piłka nożna, bywa nieprzewidywalna. Paweł Brożek to murowany król strzelców – prorokowano przed sezonem. Tymczasem o trafienie więcej ma Takesure Chinyama z Legii, którego warszawianie kiedyś nie chcieli. Gracz z Zimbabwe zawitał kiedyś do Legii na testy, ale po jednym ze sparingów został odprawiony kwitkiem. Wrócił okrężną drogą przez Grodzisk, tyle, że już za dużo większe pieniądze. Podobną historię przeżył Robert Lewandowski. Jego też niewiele dzieliło od Stadionu przy Łazienkowskiej, ale indolencję transferową warszawian wykorzystał ich główny konkurent – Lech. Błędów Legii nie powieliła Wisła. Co prawda wypożyczyła Rafała Boguskiego do Bełchatowa, ale w porę ściągnęła go z powrotem. Teraz ten jest objawieniem ligi i reprezentacji. Jak widać tu również pieniądze nie grają – znacznie bardziej liczy się umiejętna polityka transferowa.
W polskiej lidze krążą coraz większe kwoty. Płynący coraz szerszy strumień pieniędzy z praw telewizyjnych i przychodów z biletów sprawia, że powoli zaczyna mieć miejsce scenariusz z wielu lig zachodnich – linia podziału przebiega między biednych i bogatych. Ale w Ekstraklasie jak dotąd nie pokrywa się ona z ligową tabelą. To bogaci walczą o przetrwanie, a biedni mają swoje chwile triumfu. I oby tak najdłużej. Skutkiem tego pół ligi jest zagrożonych spadkiem, a konia z rzędem temu, kto prawidłowo wytypuje mistrza Polski. Kibice w całej Polsce mają zapewnione emocje do końcowego gwizdka w ostatniej kolejce, a gracze ŁKS skutecznie walczą o premie na kupno pierwszego w klubie jacuzzi. I oby tak jak najdłużej.
UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.
Niestety taki stan rzeczy utrzymuje się tylko na naszym podwórku. W europie pasja i zaangażowanie niestety nie mają szans z pieniędzmi. Więc chyba nie ma z czego się cieszyć ,że Górnik spadnie a do ekstraklasy awansuje Znicz Pruszków, który już teraz ledwo wiąże koniec z końcem.