Święty Walenty był patronem epileptyków. Ze względu na to, że w przeszłości stan zakochania uważany był za chorobę psychiczną stał się on symbolem zakochanych w dzisiejszym świecie.
Stan zakochania pojawia się ze względu na brak, samotność, którą odczuwamy. Związek dla wielu ludzi jest zapełnieniem tej pustki.
Popatrzmy co się dzieje kiedy jesteśmy zakochani.
Czujemy się pełni radości i nadziei (choć często jednak już wtedy odczuwamy strach przed stratą tego) kiedy druga osoba uczestnicząca w tej sytuacji również skierowuje się w naszą stronę. Czujemy się wypełnieni -„kochani”. Ktoś nas zauważył, akceptuje nas. Jesteśmy w stanie się poświęcać,aby podtrzymać ten stan (i jest kolorowo). Oczywiście taki stan nie trwa wiecznie, bo jest wytworzony sztucznie-zewnętrznie. Sytuacja została stworzona.
Nasza uwaga skierowana jest na drugą osobę. Tym samym tracimy pole widzenia i tworzy się związek dwojga ludzi, a to co się dzieje poza nim traci na znaczeniu (klapki).
Po pewnym czasie zaczynają wypływać „demony”,które odczuwaliśmy przed związkiem. Zaczynaja dawać znać o sobie prawdziwe intencje tworzenia związku, które nabywamy najczęściej od swoich przodków(rodzice), bo jak możemy stworzyć coś czego nie znamy?. Tworzymy więc to co znamy.
Mamy własną wizję jak powinien wyglądać zwiazek, lecz okazuje się, że zarówno my jak i partner zaczynamy tworzyć sytuację, które ni w ząb nie pasują do naszej wizji i zaczynają się pierwsze rozterki.
Mija czas, a szala przechyla się się na stronę naszych „demonów” i poczucia tracenia. Znowu zaczynamy czuć się samotni, zaczynamy zadawać pytania-co jest nie tak .Pragnienia, zależności czy przywiązanie jest jednak duże-tym mocniejsze im większa pajęczyna, którą zdołaliśmy się opleść (plany, przeżycia, wspomnienia).
„Dzielimy się” większością swoich rozbić z partnerem (nie rozumie mnie,nie zauważa,nie o to chodziło itd.). Dochodzimy do punktu gdzie intencje zaczynają się ujawniać. Traktujemy partnera jako coś co należy do nas. Zapełnił on pustkę więc jest to zrozumiałe. To wszystko doprowadza nas do miejsca gdzie zaczynamy widzieć-doświadczyliśmy. Odkrywamy, że nic zewnetrznego nie może zapełnić tego braku w nas i nic zewnętrznego nie jest w stanie przepędzić „demonów”, gdyż obojętnie jaką formę uciszenia ich wybierzemy-wypływają ponownie. Cierpimy,a poprzez cierpienie stajemy się otwarci-szukamy źródła tych cierpień i tak zaczynamy poznawanie siebie.
Stan zakochania jest jedną z wielu form uzależnienia-jak narkotyk, mający na celu odwrócić naszą uwagę na zewnątrz. Jest to jednakowoż szansa. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Związek często wręcz materialnie ukazuje nam nasze cienie. Dają o sobie znać nasze schematy,oceny,zależności,pragnienia czy wyobrażenia.Zaczynamy widzieć zależności naszego związku ze związkami swoich przodków(schematy). Zaczynamy odkrywać te schematy skierowując swoją uwagę w głąb siebie. Obserwujemy nasze reakcje i stajemy przed wyborami. Zaczynamy rozumieć siebie i widzimy jak wszystko jest powiązane, rozumieć cierpienie i jego sens, albo uciekamy i doświadczamy dalej (pętla nie jest dość silnie zaciśnięta).
Artur Lisiński
czytaj wiecej:
www.agart.webnode.com
UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.
Właśnie z powodu tych huśtawek i czających się wszędzie demonów nie cierpię się zakochiwać i zgadzam się, że to co w nas jest najważniejsze (o ile dobrze odczytuję intencje autora)